O tym, ile daje czytanie książek dziecku, wie każdy z nas. W mediach znajdziemy liczne artykuły, a Fundacja ABCXXI Cała Polska czyta Dzieciom od blisko 20 lat przekonuje nas, w jak cenny kapitał wyposażamy nasze dzieci, czytając im obowiązkowe 20 minut dziennie. Pośród oczywistych zalet jest wspieranie rozwoju psychospołecznego, mowy i relacji z rodzicami. Książeczki dla dzieci mogą pomagać w codziennych wyzwaniach wychowawczych. Takie serie jak Kicia Kocia, czy Basia, tłumaczą najmłodszym świat i różne życiowe sytuacje. Chcesz zachęcić swoje dziecko do rezygnacji z pieluch? Kup „Nocnik nad nocnikami” Alony Frankel. Jeśli uczysz malucha liczyć, polecam Ci „Gdzie jest konik morski?” Anity Bijsterbosch. Możesz też wezwać małą, białą rybkę – bohaterkę książek Guido van Genechtena. A gdy potrzebujesz wsparcia przy usypianiu, może pomóc Ci książeczka „Śpij Króliczku” Jörga Mühle.
Bywa, że z zaciśniętymi zębami czytamy o kotkach i pieskach, po raz trzydziesty ten sam wierszyk, wyłączając przy tym umysł. Bo trzeba. Bo wiemy, jakie to ważne dla rozwoju dziecka. To ja spróbuję zachęcić Ciebie do nieco głębszego spojrzenia na kwestię czytania.
Co dzięki wspólnemu czytaniu zyskuje dziecko, już wiemy. A rodzic?
Po pierwsze, możesz obcować ze sztuką. I nie mam na myśli tylko literatury. Wiele pozycji dla dzieci to prawdziwe perełki: przepięknie zilustrowane, starannie wydane. Jeśli dotąd miałeś wrażenie, że małego czytelnika posądza się o kiepski gust, sięgnij po baśnie Gabrieli Mistral – laureatki literackiej Nagrody Nobla. Ewa Kozyra-Pawlak tworzy świetne, patchworkowe ilustracje z kolorowych szmatek. Polecam Ci też niesamowitą książkę bez słów „Przed i po” Anne-Margot Ramstein i Matthias Aregui – wciąga dorosłych na równi z dziećmi! A takie polskie wydawnictwa jak Zakamarki, Adamada, Dwie Siostry właściwie nie zaliczają wpadek w tym zakresie.
Po drugie, możesz kompensować braki z własnego dzieciństwa. Jeżeli Twój PESEL wskazuje na dzieciństwo w szarych i ponurych czasach, gwarantuję Ci satysfakcję z kontaktu ze współczesną literaturą dla dzieci. Pewnie nie raz westchniesz: ech, szkoda, że kiedyś takich książek nie było. Jeśli szukasz pozycji zaskakujących formą i warstwą wizualną, polecam Hectora Dexeta lub Erica Carle.
Po trzecie, możesz dowiedzieć się fascynujących rzeczy. Jak zbudowane jest słońce? Jak wygląda układ słoneczny? Czym są gwiazdy? Nie musisz sięgać po podręczniki akademickie z astrofizyki, wystarczy, że poczytasz z kilkulatkiem książkę „Profesor Astrokot odkrywa kosmos”. Z kolei „Mapy” Aleksandry i Daniela Mizielińskich pomogą Wam odświeżyć wiedzę z geografii. Czy aby na pewno znacie wszystkie stolice i ważne rzeki Europy?
Po czwarte, dość często spotykam się z opinią, że bawienie się z dziećmi… bywa przykrym obowiązkiem. Jeżeli i Ty należysz do tej grupy rodziców, którzy nie lubią wcielać się w księżniczkę Celestię lub udawać, jak wita się ciężarówka z betoniarką, czytanie to coś dla Ciebie. Autorzy książeczek zadbali o to, żebyś nie musiał wymyślać, co robić. Podpowiadają słowa, czasem gesty – trzeba tylko korzystać i cieszyć się uznaniem w oczach swojego dziecka.
Po piąte, czytanie dziecku to inwestycja. Tak, tak, bo rozwój mowy, zdobywanie wiedzy… Ale jest coś jeszcze. Jeżeli Twoja latorośl od pierwszych miesięcy życia miała kontakt z książkami, jeżeli widywała Ciebie, jak ze zrelaksowanym uśmiechem oddajesz się lekturze, to istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że za kilka lat, gdy sama będzie już umiała czytać, będzie robiła to samodzielnie. A wtedy zyskasz to, co najcenniejsze: czas. Czas, który będziesz mógł poświęcić samemu sobie, gdy Twoje dziecko z wypiekami na twarzy będzie pochłaniało kolejne książki.
Wiem, co mówię – sama jestem najlepszym tego przykładem. Dlatego teraz jak najczęściej czytam dwuletniej córce, a co miesiąc uzupełniam jej biblioteczkę. Wiem, że nadejdzie taki dzień, gdy wyciągniemy się na sofie obok siebie, każda z własną lekturą.