Ludwig van Beethoven, Maria Skłodowska-Curie, Steve Jobs, Leonardo da Vinci, Pablo Picasso. Czy każdą z tych osób można uznać za kreatywną? Której z nich można przypisać największy twórczy potencjał? W jaki sposób go zmierzyć, porównać i ocenić? Liczbą generowanych pomysłów, wprowadzonych innowacji, popularnością, a może siłą wpływu na życie człowieka? Czy kreatywność przejawia się w stworzeniu po prostu czegoś zupełnie nowego, czy tylko w tym co ostatecznie wywoła u innych zachwyt lub okaże się użyteczne? Na te i inne pytania nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Co więcej, nie ma nawet jednej uznawanej przez wszystkich definicji kreatywności. Nikomu nie udało się również wynaleźć magicznej mikstury sprawiającej, że pomysły będą wyskakiwać nam z głowy jak popcorn z maszyny w kinowym barze. Bazując na tym, co już o kreatywności wiemy, możemy natomiast stworzyć przepis na twórczy potencjał zduszony w zarodku. Brzmi jakby nie było w tym ani krzty sensu? Być może, ale czy czasem nie trzeba odwrócić perspektywy, by go dostrzec?
Wskazówka nr 1: Porównuj się z innymi
„Staję przy Marcie z moimi trzema post-itami i zastanawiam się co ja tu w ogóle robię. Ona jest taka kreatywna. Na każde wyzwanie ma zawsze co najmniej kilkanaście rozwiązań!”. Nie dziwi mnie już, gdy słyszę podobne słowa. Ten sposób myślenia o kreatywności, wyrażający się w zachwycie nad ilością jest bowiem powszechny jak jesienne przeziębienie. Jeśli podczas burzy mózgów, w której słyszymy „liczy się ilość”, nasza ilość znacząco odbiega od ilości innych, stwierdzamy po prostu, że nie jesteśmy typem kreatywnym. Oswajamy się z tą myślą i tkwimy w tym ograniczającym przekonaniu przez kolejne lata. Tymczasem pojęcie kreatywności jest zdecydowanie bardziej złożone i pojemne,
a to co powszechnie z nim kojarzymy – czyli szybkie wpadanie na wiele pomysłów, jest tak naprawdę jednym z jej „typów”. Są więc osoby, którym generowanie pomysłów przychodzi łatwo i naturalnie niczym oddychanie. Nic dziwnego, że robi to na nas wrażenie. Ich pomysłami można by wysiać całą drogę mleczną! Nie można jednak zapominać, że choć daleko – bo na przeciwnym biegunie – to jednak istnieje spora grupa osób, które generują tylko jeden, za to naprawdę dobry pomysł. Nigdy nie zapomnę nieco nieśmiałego uczestnika warsztatu, który z wręczonego mu pliku kolorowych karteczek wykorzystał na zapisanie swoich pomysłów tylko dwie. Co więcej, w ogóle nie wierzył w ich powodzenie, o czym wspomniał mi gdy sala opustoszała. Przykleił swoje pomysły obok innych i zrobił wszystko, żeby nikt nie kazał mu przeczytać ich na głos. Zupełnie się nie spodziewał, że jeden z nich zostanie wybrany jako najlepszy i to z gigantycznego worka idei wygenerowanych przez kilkadziesiąt osób. Wyobraźcie sobie jego dumę! Mam nadzieję, że już nigdy nie przyjdzie mu do głowy powiedzieć o sobie: „Jestem kontrastem dla pojęcia kreatywności”. Uderzając w nieco podniosły, mentorski ton – nigdy nie wiesz, co jest za drzwiami skrywającymi twój potencjał, dopóki ich nie otworzysz.
Wskazówka nr 2: Utrudniaj sobie generowanie pomysłów
Ile razy uczestniczyłeś w „burzy mózgów”, która polegała na rzuceniu w przestrzeń: „Jakie macie pomysły?”, a następnie wybiórczym ich zapisywaniu przez moderatora? Ile razy zlekceważono na nich podstawowe zasady, jak „nie oceniamy na etapie generowania”? Ile razy zapomniano
o istnieniu narzędzi, technik i ćwiczeń, które z założenia ułatwiają i rozwijają kreatywne myślenie, jak np. SCAMPER, Circept, szukanie analogii, budowanie łańcuchów skojarzeń? Jeśli to właśnie w trakcie takich spotkań straciłeś wiarę w swoją kreatywność, to zupełnie niepotrzebnie. W takich warunkach nikt tak naprawdę nie jest kreatywny. Kreatywność nie jest niezależnym bytem. Nie jest przypisana do nikogo na stałe. Nie wyciągamy jej z kieszeni, kiedyś ktoś mówi „potrzebuję pomysłu”. Zależy od dnia, samopoczucia, towarzystwa, sposobu postawienia pytania i wielu innych czynników. Częstym błędem spotkań ukierunkowanych na wypracowanie nowego podejścia, produktu, usługi itp., jest brak kontekstu, inspiracji, punktu zaczepienia dla naszych myśli. Kreatywność, o czym zbyt często zapominamy jest procesem, a jednym z jego etapów jest analiza. Co jest naszym celem? Dla kogo projektujemy? Gdzie tkwi problem? Co jest prawdziwym wyzwaniem? Bez znalezienia odpowiedzi na te pytania, być może nawet jakimś cudem wygenerujemy kilka pomysłów, tylko czy będą one kreatywne? Czy możemy mieć pewność, że powstanie z nich innowacyjny produkt? Ostatecznie nie o to przecież chodzi, żeby pochwalić się setką niewdrożonych lub nikomu niepotrzebnych idei. Jeśli więc chcesz, to oczywiście możesz usiąść pod jabłonią i czekać, aż owoc spadnie ci na głowę. Korzystając
z drabiny i wybierając odpowiedni moment zyskasz jednak dużo więcej – czas i możliwość wyboru.
Wskazówka nr 3: Unikaj siłowni
Jeśli pomyślałeś teraz: „Co ma kreatywność do siłowni?”, to podejmij rękawicę i pomyśl przez chwilę o możliwych odpowiedziach. Okazuje się, że to naprawdę niezła analogia, prawda? Zainspirowała mnie do niej podsłuchana w tramwaju wymiana zdań. Jedna z rozmówczyń
z rozbrajającą szczerością przyznała, że bardzo chciałaby zacząć chodzić na siłownię, ale niestety nie może ponieważ … jest za gruba. Osoby, które wstydzą się dodatkowych kilogramów wystawionych na karcące spojrzenia stałych bywalców siłowni, charakteryzuje podobny sposób myślenia jak wątpiących w swoją kreatywność. Mechanizm jest prosty – jeśli uważamy, że mamy jakiś deficyt, nie chcemy epatować nim wszem i wobec. Boimy się krytyki, negatywnej oceny, przylepienia nam łatki, którą tak trudno potem oderwać. Takie osoby bardzo często unikają sytuacji, w których inni mogliby dostrzec ich „braki”. Bardzo dobrze widać to, gdy podczas warsztatów uczestnicy proszeni są o wykonanie ćwiczenia wykraczającego poza ich strefę komfortu. Wielu z nich przypomina sobie wtedy o bardzo ważnym, niecierpiącym zwłoki telefonie i wychodzi w pośpiechu. Tymczasem jest jeszcze jedno podobieństwo pomiędzy kreatywnością i siłownią. Dzięki odpowiedniemu treningowi zarówno nasze mięśnie, jak i sposób myślenia stają się bardziej elastyczne. Próbuj zatem, ćwicz, wykonuj dziwne na pozór zadania, uczestnicz w warsztatach. Zapomnij na chwilę o tym, że „masz być kreatywny”. Na początek proponuję rysowanie. To podobno największy test na kreatywność. Tylko uważaj, bo jeśli odważysz się chwycić do ręki mazak i zobrazować siedzącą ci w głowie ideę kilkoma prostymi liniami, możesz na tyle poważnie rozwinąć swój twórczy potencjał, że zauważą to wszyscy wokół!
Trzy proste do wdrożenia wskazówki. Jak je wykorzystasz?
Jeśli chcesz zgłębiać temat kreatywności, polecam na dobry początek:
- E. Nęcka: „Trening twórczości”
- T. Kelley, D. Kelley: „Twórcza odwaga. Otwórz się na design thinking”
- TED Talk: „Tim Brown o kreatywności i zabawie”
- T. Brown: „Zmiana przez design”
- A. Dietrich: „How creativity happens in the brain”