Tysiące osób zainteresowanych gamingiem ruszyło na katowicki Spodek, żeby uczestniczyć w jednej z największych tego typu imprez na świecie – Intel Extreme Masters 2017, który odbywał się na początku marca. Jako bank postanowiliśmy wziąć udział w niestandardowej akcji. Zresztą nie po raz pierwszy! Miałam okazję wziąć udział w tym wydarzeniu i go w pełni doświadczyć – podzielę się z Wami wrażeniami.
Zagubiona w tłumie
„Gdzie ja jestem? Co tu się dzieje? Gdzie Ci wszyscy ludzie idą?!” – to były moje myśli, kiedy weszłam do katowickiego Spodka w pierwszy dzień finałów Counter Strike’a w ramach Intel Extreme Masters 2017. Tłumy ludzi przemieszczały się po obiekcie, jakby doskonale wiedzieli, gdzie i po co idą. W przeciwieństwie do mnie. Porwałam ulotkę z mapą i zaczęłam szukać stoiska Credit Agricole. Idąc przez hall miałam okazję odbierać setki różnokolorowych bodźców ze stref różnych marek. Liczba świateł, migających ekranów, dźwięków i najnowszych technologii sugerowała, że jestem w okolicach Tokio. Ale nie! Już widzę to, czego szukam.
Trafiłam do naszej ekipy. Stanowisko CA poznałam po skrzyniach z naszym logo, które idealnie wpasowałyby się w którąś z map CS:GO (gdyby otworzyli tam nasz bank). Obok skrzyń jarzyły się lustra jak z garderoby divy operowej: dwie dziewczyny wyczyniały na twarzach uczestników charakteryzacje: jeden miał ranę na twarzy (bohater misji), drugi coraz bardziej upodabniał się do Darth Maula z Gwiezdnych Wojen. Zajrzałam z drugiej strony: dwóch chłopaków w stroju wikinga i elfa mierzyli toporem i łukiem w stronę obiektywu. „Jestem w nerdowskim niebie” westchnęłam i zgłosiłam się po moją koszulkę. CA team always rush b – wiedziałam, że w takim miejscu ten tekst zostanie doceniony. „Nie, nie sprzedajemy takich koszulek” musieliśmy odpowiadać zawiedzionym ludziom.
Zwiedzanie Spodka
Zostawiłam przyjemny harmider naszej strefy i poszłam zwiedzać. Zobaczyłam mnóstwo stoisk z gadżetami z gier – figurki, kubki, koszulki… i oczywiście stoisko polskiej drużyny Virtus.pro. Mimo radości z wszechobecnych atrakcji, wszędzie można było dosłyszeć „szkoda, że odpadli tak wcześnie”.
Moment… czy to ogromny joystick wielkości człowieka? Może zagrałabym nim w Pacmana?
Idę dalej. Zdjęcia 360? Tutaj proszę.
Wirtualna przygoda w Oculusach? Nie ma problemu.
Chcesz zrobić worek na plecy z własnymi wprasowaniami? Za chwilę będzie gotowy.
Zdarzało mi się przystawać przed niektórymi stoiskami i zapominać o bożym świecie. Po co ja przyszłam… A! Trzeba pójść na mecz. Już znam drogę, kieruję się do areny głównej. Poczułam się, jakbym przeszła przez portal do innego świata. Światła, lasery, ogromne telebimy, a na środku puchar zwycięzców. Wyglądało to imponująco, jakbym nagle znalazła się na mistrzostwach świata w UFC.
Zaczyna się: komentator zapowiada drużynę Astralis. Towarzyszy im okrzyk widowni z wypełnionego po brzegi Spodka i kule ognia na scenie. To się nazywa wejście gwiazd! Usiadłam w jednym z najwyższych rzędów. Nawet nie zorientowałam się, kiedy zaczęłam krzyczeć razem z tłumem i reagować: „ouuuu!” kolejny zawodnik padł.
Nie wierzcie tym, którzy mówią, że nie można oglądać z zainteresowaniem, jak ktoś gra w grę komputerową. Jeśli można przed telewizorem przeżywać mecze piłki nożnej – wszystko jest możliwe. I każde emocje są prawdziwe.
Dzień drugi – strefa MeetUp, Izak i Rezi
Drugiego dnia rozpoczynały się spotkania w strefie Meet Up. Fani mogli zdobyć autograf i zrobić sobie selfie z ulubionym YouTuberem. Byliśmy głównym sponsorem tej strefy i byłam bardzo ciekawa, jak ludzie zareagują na nasze stoisko. Przygotowaliśmy podkładki i markery na autografy, żeby ułatwić zdobywanie pamiątek. Przyznam się, że sama porwałam jedną, żeby dostać podpis od Izaka. Nie wiedziałam, że wślizgnięcie się tam będzie takie trudne – w kolejce ustawiło się chyba sto osób! I ciągle przybywało nowych. Każdemu kto przyszedł, robiliśmy zdjęcia polaroidem i wręczaliśmy zdjęcie – fajna pamiątka, tym bardziej, że w sali było ciemno. Selfie wychodziły różnie. A tu proszę! Błysk i zdjęcie jest.
Udało mi się dostać do Izaka. „Bardzo fajny film zrobiłeś dla nas, fani naprawdę świetnie go przyjęli” powiedziałam i uśmiechnęłam się. „Tak, odzew był super”.
Zwiałam szybko, aby nie blokować kolejki. Po chwili zorientowałam się, dlaczego był lekko zdziwiony podczas rozmowy. Miałam na sobie kurtkę i makijaż a’la Harley Quinn z Legionu Samobójców. Ciut przerażające, przyznaję. Ale koszulka CA team!
Wróciłam do strefy głównej. Ledwo przeciskałam się przez wszystkich ludzi, którzy robili sobie zdjęcia albo otwierali konta przy naszym stoisku. Cały czas byli chętni i niektórych już poznawałam, że byli tu wczoraj. Dzisiaj jedna z charakteryzatorek była przebrana za Deadpoola. Wczoraj miała świetny strój Lady Deadpool – zapamiętam, muszę sobie taki uszyć. Wchodzę na Facebooka, zobaczyć, co nowego: Rezigiusz wrzucił fotkę z fanami z naszej strefy Meet Up, jak robili Freestyle beatboxing??? Rezi był jednym z YouTuberów w naszej strefie – bardzo pozytywny człowiek. Okrzyki, jakie wywołał, kiedy wchodził, były nieokiełznane.
Wielki finał
Niedziela, mecz o zwycięstwo. Między uczestnikami IEM-u przewijały się kolorowe postaci w różnych cosplayach. Kilku Deapooli minęło mnie na schodach, a obok Nidalee z League of Legends ma sesję zdjęciową. Weszłam do naszej strefy i zobaczyłam jedną z charakteryzatorek z kolejnym świetnym cosplay’u. „Assassino!” zawołałam. Wszędzie poznam charakterystyczny strój zabójcy z Assassin’s Creed. Od samego rana ludzie już stali przy automatach i grali w gry arkadowe – postawiliśmy kilka maszyn w strefie w Spodku i w strefie Meet Up. Spodziewaliśmy się, że głównymi odbiorcami będą ludzie z sentymentem do gier z młodości – jak bardzo się pomyliliśmy!
Sama parę razy skusiłam się na Pacmana, Donkey Konga czy Metal Slug’a, a raz z koleżanką z zespołu zagrałam w Dragon Balla. Dała mi popalić (a to ja przecież grałam Goku).
Rezigiusz i Izak ponownie spotkali się z fanami w naszej strefie, mogłam rozdać podkładki na autografy uśmiechniętym i zniecierpliwionym osobom, które czekały na spotkanie. Trzeci dzień pokonywania kilometrów po Spodku dawał mi się we znaki, ale zapraszanie ludzi do naszej strefy było przyjemne. Było tam co robić, a ja sama wróciłam ze zdjęciem zespołu z naszej fotobudki.
W końcu nadszedł czas powrotu do rzeczywistości z krainy wirtualnych rozgrywek. Nikogo nie zdziwiło zwycięstwo drużyny Astralis. A nas nie zdziwiło, ilu ludzi bawiło się świetnie w naszej strefie razem z nami.