Pośpiech, nieświadomość, bagatelizowanie to tylko niektóre z powodów, przez które na czas nie zmieniamy kwoty przelewów na spłatę kredytu. A nawet drobne zaległości i opóźnienia mogą pogorszyć przyszłą zdolność kredytową. Jak uniknąć takich problemów?
Ola z Wrocławia ma kilka kont w różnych bankach. Każdy rachunek ma swoją historię i przeznaczenie. Jeden traktuje jako podstawowy, do załatwiania bieżących przelewów i opłat. Czasami równie aktywnie korzysta jeszcze z drugiego. Kolejne dwa konta Ola otworzyła w bankach, w których spłaca kredyty hipoteczne – tak było korzystniej. Do momentu, w którym stopy procentowe spadały a raty były niewielkie, Ola wzorowo regulowała swoje zobowiązania. Zwykle nawet z nadwyżką. Sprawa zaczęła się komplikować, gdy Rada Polityki Pieniężnej zaczęła podnosić stopy procentowe.
– Zdziwiłam się, kiedy dostałam od banku informację, że mam zaległość na kredycie. Zawsze terminowo spłacam zobowiązania i dbam o swoją historię kredytową – mówi zaskoczona Ola. – A jednocześnie lubię korzystać z automatycznych przelewów, bo to daje mi pewność, że nie zapomnę o spłacie – dodaje.
Stałe zlecenie
Automatyczny przelew, inaczej zwany „stałym zleceniem”, rzeczywiście bardzo ułatwia regulowanie zobowiązań – kiedy się spłaca kredyt w innym banku i w równych ratach przez dłuższy okres. Nie trzeba wtedy pamiętać o dacie i kwocie – bank automatycznie wysyła zdefiniowany wcześniej przelew. Jednak w czasach, gdy kwoty rat dynamicznie się zmieniają, taka spłata może spłatać nam psikusa. Zmianę wysokości raty łatwo bowiem przeoczyć, a to niesie ze sobą ważne konsekwencje.
Informacje o wszystkich kredytach banki wysyłają do Biura Informacji Kredytowej, które drobiazgowo odnotowuje wszystkie spłaty – zarówno te terminowe, jak i te opóźnione lub niepełne. Jeśli więc klient zapłaci zbyt mało, natychmiast dowie się o tym nie tylko jego własny bank, ale także wszystkie inne, w których w przyszłości mógłby chcieć zaciągnąć kolejną pożyczkę.
– Szkoda by było w taki sposób zepsuć sobie historię kredytową – jeśli faktycznie mamy pieniądze na spłatę raty. Każda nieterminowa, albo mniejsza spłata psuje nam scoring. Warto o tym pamiętać, nawet jeśli nie planujemy teraz czy w najbliższej przyszłość zaciągania nowego kredytu. Nigdy nic nie wiadomo. Może za chwilę będziemy potrzebowali gotówki na podróż marzeń, czy na kupno jakiejś rzeczy w atrakcyjne cenie – mówi Idalia Laskowicz, dyrektor Pionu Windykacji w Credit Agricole.
Alert w telefonie
BIK przechowuje listę spłat przez pięć lat. Nie da się jej wyczyścić ani zmienić, więc każde opóźnienie albo niedopłata zostają w pamięci i wpływają na przyszłą ocenę klienta. Więc co można zrobić, by nie zepsuć sobie takiej historii?
Przede wszystkim warto uważnie czytać korespondencję od swojego banku. Przy każdej zmianie oprocentowania bank ma obowiązek przedstawić klientowi nowy harmonogram spłaty kredytu, czyli listę terminów, w których trzeba uiścić ratę, wraz z jej aktualną wysokością. Można przepisać sobie taką listę do kalendarza Google’a i ustawić odpowiednie alerty. Telefon przypomni nam wtedy o spłacie. Ewentualnie można wpisać kwoty do planera miesięcznych wydatków, które pomagają zarządzać domowym budżetem (zajrzyj na stronę Wyzwanieoszczedzanie.pl – znajdziesz tam wiele przykładów takich planerów).
Poważne konsekwencje
Opóźnienie w spłacie kredytu lub niepełna wysokość raty, oznaczają naruszenie zapisów umowy kredytowej. Bank w takiej sytuacji musi zareagować. Może zacząć naliczać odsetki karne, wszcząć postępowanie windykacyjne, a w ostateczności może nawet wypowiedzieć umowę i skierować sprawę do sądu.
W przypadku niewielkiej niedopłaty, trzeba jak najszybciej uregulować zaległość. Dobrze jest również porozumieć się z bankiem – gdy zadzwoni dział windykacji, można wyjaśnić powód opóźniania i określić termin zapłaty zaległej raty.
– Do kontaktu z nami zachęcamy również, gdy powodem opóźnienia są większe problemy finansowe. Możemy wtedy zaproponować wiele rozwiązań: przesunięcie terminu spłaty raty o kilka lub kilkanaście dni; wakacje kredytowe, karencję w spłacie kapitału lub skorzystanie z Funduszu Wsparcia Kredytobiorców. Najgorszym rozwiązaniem jest chowanie głowy w piasek – przekonuje Idalia Laskowicz.