Mimo że święta są w grudniu, bożonarodzeniowe ozdoby pojawiają się na ulicach polskich miast już w pierwszej połowie listopada. Specjalne dekoracje wiążą się często z wprowadzeniem aniołków, elfów i świętych Mikołajów do galerii handlowych i supermarketów. Jak dzieci odbierają prezenty wręczane przez takie postaci i czy w dobie wszechobecnej informacji są jeszcze w stanie wierzyć w świętego Mikołaja?
Tradycyjne rozdawanie prezentów
Tradycyjnie, w polskich rodzinach, prezenty rozdawane są najczęściej tuż po Wigilii. W moim domu – w zależności od roku – wygląda to różnie. Najprostszy sposób na pojawienie się prezentów tak, by nie były one zauważone przez grono najmłodszych, to wyjście ze wszystkimi dziećmi tuż przed Wigilią na podwórko i wspólne poszukiwanie na niebie pierwszej gwiazdki na niebie. Gdy dzieci są na zewnątrz, ktoś z „wtajemniczonych” domowników układa prezenty pod choinką.
Zdarza się także, że ktoś z rodziny lub znajomych przebiera się za świętego Mikołaja i pojawia tuż po kolacji z workiem pełnym prezentów. Czasami do „konspiracji” angażowany jest sąsiad, który o odpowiedniej porze dzwoni do drzwi, pozostawia worek prezentów na progu i znika, zanim dzieci będą w stanie go zauważyć. Święty Mikołaj, zgodnie z tradycją, odwiedza wszystkie domy w ciągu jednej nocy.
Przed świętami lub po świętach
Centra handlowe są (moim zdaniem na szczęście) nieczynne w święta. Aby pozwolić galeryjnemu Gwiazdorowi wręczyć dziecku podarek, trzeba zdecydować, kiedy ma to zrobić. Można wybrać czas przedświąteczny i poczekać z maluchami na otworzenie prezentu do świąt lub też tuż po rodzinnych obchodach Bożego Narodzenia udać się z dziećmi do świętego Mikołaja i przedłużyć w ten sposób przeżywanie okołoświątecznej radości.
Każda z opcji ma swoje plusy i minusy. Sposób, w jaki dzieci doświadczą tego momentu, zależy w dużym stopniu od tego, w jaki sposób zorganizujemy całą akcję. Bo aby komercyjny święty Mikołaj miał jakikolwiek sens, cała intryga powinna być zaplanowana i dopracowana w szczegółach.
Magiczne wspomnienia
Gdy byłam małą dziewczynką, raz miałam okazję spotkać świątecznego aniołka w centrum zakupowym. Mieszkałam wtedy w miejscowości, w której ulice – nawet w święta – ozdabiała wyłącznie aura pogody. Boże Narodzenie było piękne, gdy spadł śnieg, a szaro-bure, gdy tego śniegu nie było. Na same obchody świąt, wraz z rodziną, wyjeżdżaliśmy zwykle do dużego miasta. Tam, wraz z dziadkami i kuzynostwem, spędzaliśmy Wigilię w rodzinnym gronie.
Raz, w wigilijny poranek, gdy wszyscy krzątali się w kuchni, dziadek zabrał mnie do centrum, by dokonać ostatnich przedświątecznych zakupów. Tego dnia uwierzyłam, że święty Mikołaj naprawdę istnieje, choć z natury wątpiłam we wszystko, co mówią mi dorośli…
Miejsca, do którego zabrał mnie dziadek, do dziś nie mogę zidentyfikować, choć jest ono w mieście, które odwiedzam dość często. Gdy tylko weszliśmy, podeszła do mnie dziewczyna w stroju aniołka i powiedziała, że przysłał ją święty Mikołaj po to, by pomogła mi wybrać łyżwy. Gdy znalazłyśmy odpowiednią parę, zapakowała je do pudełka i powiedziała, że jeśli otworzę pudełko dopiero pod choinką, magicznie znajdzie się w nim coś specjalnego od samego świętego. Oczywiście zaczekałam i okazało się, że łyżwy były wypełnione moimi ulubionymi słodyczami, a dodatkowo była tam kartka z życzeniami ułożonymi ze złotych liter, na której dopisano zwykłym długopisem: „Dziękuję, że zaczekałaś, dzięki temu magia świąt może trwać – święty Mikołaj”.
Komercyjna bzdura czy magiczne doświadczenie?
Postaci, które pojawiają się w miejscach zakupowych w okresie Bożego Narodzenia, są oczywiście chwytem marketingowym wielu sklepów i mają za zadanie najczęściej namówić nas na dodatkowy wydatek. Czasami prowadzone są konkursy i loterie, w których dzieci mogą coś wygrać. Innym razem można przekazać przeznaczony dla dziecka prezent do rąk Gwiazdora lub Aniołka i zlecić wręczenie go dziecku. Zdarza się także, że przebrany jest sprzedawca, u którego możemy wybrać prezent na miejscu lub w sklepie online. Moim zdaniem, mimo oczywistego związku z komercją, wszystko jest dla ludzi, jeśli tylko skorzystamy z możliwości w wybrany przez nas sposób. Moje wspomnienie ze sklepowym aniołkiem jest bardzo pozytywne, choć wystarczył do tego tylko strój sprzedawczyni i odpowiednio poprowadzony dialog. Czasami bardzo mało potrzeba, by piękne, świąteczne wspomnienia, zostały w sercach dzieci naprawdę długo.